Wednesday, December 31, 2008

Saturday, December 20, 2008

Miau


Piekłam ostatnio czekoladowe ciasto Werbera (przepis, nawet ku pamięci mej własnej) wrzucę później :-) ) i ozdobiłam je wzorując się na Tortowni :P

 

 


Przy okazji ten sposób zdobienia podsunął mi mnóstwo pomysłów, które mam szczery zamiar wykorzystać w okresie świątecznym :-)
Posted by Picasa

Foggy

 
Posted by Picasa

Friday, December 19, 2008

Thursday, December 18, 2008

Serwerownia, sweet serwerownia

Siedzę sobie właśnie na obudowie starego komputera (pancerne te stare obudowy, z ciężkiego metalu, odpornego na ciężkich administratorów ;) ) w mojej starej serwerowni i wcale, ale to wcale nie chce mi się wracać do pokoju.

Na początku, kiedy serwerownię zamieniono mi na pokój – było fajnie. Dalej byłam sama, ale za to powierzchnia była większa , no i… miałam okno!!!!

I… znacznie mniej spokoju – najwidoczniej przeszklone drzwi pokojowe wyglądają bardziej „zapraszająco” niż solidne drzwi serwerowni.

Było jednakże miło… do czasu. Bo potem zamieniono mi znowu pokój, na większy… ale z dwiema dziewczynami ;). Już nie mogę usiąść tak wygodnie jak bym chciała – bo nie wypada. Nie mogę posłuchać muzyki. Nie mogę zjeść w pokoju mocno pachnącego jedzenia, muszę z nim iść do kuchni. Nie mogę mieć otwartego okna cały czas, bo dziewczynom zimno i mam daleko do kuchni i do łazienki, więc zanim tam dojdę to po drodze każdy mnie zdąży zaczepić. Męczące ;)

Wczoraj jednakże padł serwer internetowy w firmie. Trochę mnie to na początku przytłoczyło i pozmieniało plany, ale dzisiaj już podeszłam do tego bardziej optymistycznie i z większą wiarą w siebie. Et voila, działa ;)

Szkoda tylko, że znowu zawaliłam jakieś lekcje z tego powodu… Zaraz biegnę na alkoholizm, to chyba moja ulubiona lekcja w tym semestrze ;).

Tak czy inaczej, dzisiaj w firmie aż śpiewałam, zaraz po przyjściu, bo cieszyłam się z przebywania w SWOIM MIEJSCU! :))) Jednakże wypadałoby wrócić do pokoju ;), ale tu w serwerowni czuję się naprawdę jak „u siebie”, nawet jeśli siedzę na obudowie komputera, z braku krzesła i trzymam laptopa na kolanach (bo na biurku już nie ma więcej miejsca) ;).

Ach :)

Sunday, December 14, 2008

Dziwne zdjęcie of moi ;)

 
Posted by Picasa

No comment :P

 
Posted by Picasa

Dawne czasy ;)

Ależ bylo fajnie :D



Trzeba powtorzyc!!!
Posted by Picasa

Thursday, November 20, 2008

Przychodzi baba do lekarza....

..i mówi:
- Pani doktor, spuchły mi strasznie kostki i stopy, nie wiem co się dzieje..
Pani doktor na to, ze spokojem:
- Proszę zdjąć koszulkę.
Zdziwienie :P.
- Koszulkę? - upewnia się baba. - A może skarpetki?
- Nie. Najpierw koszulkę.

]:->

Monday, November 17, 2008

Pijak


BAZA:

6 białek
220gr cukru
200gr wiórek kokosowych
250gr maku

Z białek ubijamy sztywną pianę, następnie dodajemy cukier, po rozmiksowaniu cukru dodajemy wiórki i mak, miksujemy na ładną masę. Formę na ciasto, (najlepiej prostokątną, ale ja o tym nie pomyślałam w odpowiednim momencie), wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy tam naszą masę. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 20 – 25 minut w temperaturze 200 stopni.

Odstawiamy do ostygnięcia.







KREM:

200ml mleka
200gr cukru
6 żółtek, które nam zostały z robienia bazy
100gr wiórek kokosowych
200gr masła

Wszystkie składniki OPRÓCZ masła(!) wrzucamy do garnuszka i cały czas mieszając doprowadzamy do zagotowania. Mieszając gotujemy, aż masa uzyska konsystencje budyniu. Następnie odstawiamy do wystygnięcia.

Miękkie masło rozmiksowujemy, następnie dodajemy do niego zimną masę budyniową i wszystko razem miksujemy, aż krem będzie w miarę gładki (całkiem gładki nie będzie – w środku są też wiórki kokosowe).





RESZTA:

Ok. 400gr herbatników typu Petitki (ja preferuję Jutrzenkowe Elitki)
Ok. 0,5l advocata
Wiórki kokosowe do posypania

Zimną bazę przekładamy na talerz/podkładkę/cokolwiek na czym ciasto będzie podane. Na bazę wykładamy zimny krem, ładnie wyrównujemy. Na kremie układamy pierwszą warstwę herbatników po czym ostrożnie polewamy ją advocatem. Czekamy aż trochę wsiąknie, możemy sobie trochę pomóc łyżeczką – lekko wsmarowując alkohol w herbatniki. Polewamy ponownie, aż zużyjemy mniej więcej 1/3 butelki. Na mokrych herbatnikach i warstwie likieru – układamy kolejną warstwę herbatników i ponawiamy całą procedurę. To samo robimy z trzecią warstwą i ostatnią 1/3 advocata z butelki. Górę posypujemy wiórkami kokosowymi.

Et voila, bon appetit :o)

Posted by Picasa

Tuesday, October 21, 2008

Monday, October 13, 2008

Tort z mikrofali

 



Tort z mikrofali

Na przygotowanie tortu miałam zaledwie 20 minut, w związku z powyższym zrobiłam tak:

Warstwa pierwsza, z ciemnej czekolady:

200gr mąki
200gr cukru
200gr masła
200gr ciemnej czekolady
4 jaja

Wyłożyłam formę do mikrofali zwykłym papierem do pieczenia, następnie bardzo szybko stopiłam czekoladę z masłem (45s 800W), dokładnie wymieszałam, dodałam cukier, mąkę, całe jaja (bez skorupek ;P ), wylałam do formy wyłożonej papierem, wstawiłam do mikrofali, piekłam 6,5m w 800W, następnie wyjęłam formę, ostrożnie złapałam za brzegi papieru i wyjęłam ciasto (z papierem), żeby ostygło.

Formę ponownie wyłożyłam papierem i ciach, druga warstwa, z białej czekolady:

200gr mąki
100gr cukru
200gr masła
300gr białej czekolady
4 jaja

I od początku, stopiłam czekoladę z masłem, wymieszałam na gładką masę, dodałam cukier, mąkę, całe jaja, wylałam do formy, 6,5m w mikrofali, wyciągamy.

Zostało jeszcze całe pięć minut na krem ;)

Tu wykorzystałam Nigellę i jej czekoladowy icing:

200gr miękkiego masła
275gr cukru pudru
200gr roztopionej ciemnej czekolady

Masło zmiksować na miękką masę, dodać cukier pudrem, zmiksować, dolać rozpuszczoną czekoladę.

Warstwy mojego ciasta nie zdążyły ostygnąć na tyle, by krem zachował swoją oryginalną konsystencję, ale efekt mnie usatysfakcjonował.

Krem się trochę rozpuścił i nasączył lekko obie warstwy – wyszło ciekawie. :-)
Smacznego!
Posted by Picasa

Saturday, October 11, 2008

Monday, August 18, 2008

Creme patissiere

Krem:

500ml mleka
Ekstrakt z wanilii bądź wanilia w lasce
4 żółtka
100gr cukru pudru
40gr mąki

Zagotuj mleko z ekstraktem bądź laski wanilii, w międzyczasie ubij żółtka z cukrem pudrem. Kiedy masa będzie puszysta posyp ją mąką i delikatnie wymieszaj. Wąskim strumieniem, cały czas mieszając, wlej do masy wrzące mleko. Wymieszaj, przełóż do rondelka, w którym gotowałaś mleko i zagotuj masę cały czas mieszając.

Et voila, c’est prêt!

Dzień Truskawkowy


Kupiliśmy za dużo truskawek, zrobiliśmy za dużą ilość creme patissiere oraz ubiliśmy za dużą ilość bitej śmietany, w związku z powyższym, ogłaszam dziś Dzień Truskawkowy!

Na lunch będziemy jeść to, co najpierw miało być jedynie deserem :o)

Czyli:
1. Tarteletki z creme patissiere oraz truskawkami
2. Koktajl truskawkowy
3. Creme patissiere z truskawkami, kokosem i bitą śmietaną



Posted by Picasa

Sunday, August 17, 2008

Leniwe


Leniwe pierogi
(Co one mają wspólnego z pierogami to ja nie mam pojęcia)

Użyłam:
400gr białego serka (z serii Danone, bo nie mogłam znaleźć innego)
Szklanka mąki
Pół szklanki cukru pudru
Ekstrakt z wanilii
1 jajko

Biały serek wymieszałam z cukrem pudrem i ponieważ był w postaci „skulkowanej” – potraktowałam go blenderem z przystawką do puree, kilka razy. Następnie do serkowej masy dosypałam mąkę, dodałam jajko, dolałam łyżeczkę ekstraktu z wanilii i wszystko razem najpierw wymieszałam, a potem zagniotłam na ciasto. Ciasto wyszło dość klejące się, ale odnoszę wrażenie, że to wina zbyt rzadkiego serka. Zrobiłam wałeczki, pokroiłam w rombopodobne kształty i wrzucałam na gotującą się (wcześniej dolałam do niej dwie łyżki oleju) POSŁODZONĄ wodę.

Wyjmowałam kluseczki zaraz po tym jak wypływały na powierzchnię.

Podałam ze śmietaną i cukrem - wyszło pysznie :o).

 
Posted by Picasa

Wednesday, August 13, 2008

Racuchy z jabłkami


Racuchy z jabłkami

250gr mąki
50gr cukru pudru
2 serki waniliowe Danio
100ml śmietany 30%
~100ml mleka
1 jajko
½ łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
4 duże kwaskowate jabłka


Mąkę z cukrem przesiać do miski, dołożyć dwa serki Danio, dolać śmietanę, mleka, wbić jedno jajko, dosypać proszek do pieczenia, dolać wanilię – wszystko razem dokładnie wymieszać. Mlekiem można regulować gęstość ciasta – powinno być bardziej gęste niż ciasto na naleśniki, bardziej zwarte.

Masę odstawić, rozgrzać patelnię, zająć się jabłkami. Umyć, obrać, pokroić w kostkę :o). Następnie jabłka dorzucić do masy, wymieszać dokładnie.

Łyżką kłaść na rozgrzany olej i smażyć przez chwilę (z dwóch stron). Po zdjęciu z patelni kłaść na papierowym ręczniku kuchennym, aby pozbyć się nadmiaru tłuszczu, następnie przełożyć na talerz wysypany cukrem pudrem.

Mniam mniam :o)


 
Posted by Picasa

Monday, August 11, 2008

"Szarlotka" z mikrofali


Ciasto eksperymentalne – z różnych potraw wcześniejszych zostały mi białka, łącznie miałam ich… osiem. Miałam też dużo bułki tartej (która tu jest większa, bardziej nieregularna i ogólnie smaczniejsza niż „nasza”, mus jabłkowy w ilościach ogromnych (chyba z 12 saszetek, ale wykorzystałam mniej; każda saszetka ma ok 100gr), cukier puder, cynamon, masło, mąka ziemniaczana.

Na początku zrobiłam warstwę spodnią – całe pudełko bułki tartej wymieszałam z cukrem pudrem (nie wiem ile, ilość eksperymentalna, tak, żeby mi smakowało :o) ) oraz miękkim masłem; masła tyle, żeby całość miała konsystencję zbliżoną do kruchego ciasta. Masą tą dokładnie wyłożyłam dno foremki do mikrofali na wysokość około centymetra.

Do dużej miski wycisnęłam mus jabłkowy z ośmiu saszetek, dodałam cukier puder, cynamon, wymieszałam dokładnie, następnie dodałam trochę (na oko około 5 łyżek) mąki ziemniaczanej i ponownie dokładnie wymieszałam. Wyłożyłam na masę „kruchą” i zabrałam się za białka.

Ubiłam białka na sztywną pianę, stopniowo dodając do nich cukier puder (ok. szklanki). Pianę wyłożyłam na jabłka i całość wrzuciłam do mikrofali na 9minut przy 800W.
Wyszło tak:


 
Posted by Picasa

Zupa cebulowa


Przepis to zmodyfikowana lekko wersja przepisu, który kiedyś dostałam od KOTa mailem, a który to ona znalazła w jakiejś gazecie ;).

Przygotowałam sobie:
1 litr wody
2 ząbki czosnku
5 średnich cebul
2 kostki bulionowe (warzywne)
Olej do smażenia
Sól, pieprz

A do tego:
1 bagietka
100gr żółtego sera
Masło do smażenia

Wodę wstawiłam do zagotowania, razem z jednym ząbkiem czosnku i odrobiną oleju. Patelnię postawiłam na palniku, żeby się rozgrzała, a w tym czasie pokroiłam cebule w piórka. Wlałam olej na patelnię, wrzuciłam na rozgrzany olej cebulę, posoliłam, popieprzyłam, pokroiłam drugi ząbek czosnku w plasterki, dorzuciłam do cebuli, przykryłam wszystko, żeby się poddusiło. W międzyczasie tak zwanym zagotowała się woda, dorzuciłam więc do niej dwie kostki warzywne i zmniejszyłam temperaturę, aby się pogotowało bez buzowania ;o).
Kiedy cebulka zrobiła się ślicznie szklista zalałam ją odrobiną bulionu, poddusiłam chwilę w tym, następnie wszystko razem przerzuciłam do garnka z bulionem. Gotowałam jeszcze 20 minut, pod przykryciem, a w tym czasie pokroiłam bagietki na małe krążki, podsmażyłam z obu stron na maśle, następnie na każdy położyłam trochę serka, poczekałam aż się roztopi…

Zupę podałam w kubkach, a grzanki na dodatkowym talerzu, aczkolwiek ja sobie je powrzucałam do zupy, potem, a inni woleli chrupiące z talerza ;o)





Posted by Picasa

Wednesday, August 6, 2008

Piątek, 01.08.08

Lekko spanikowana latałam po domu usiłując się spakować, a pies, przeczuwający już, że święci się mój wyjazd, skutecznie w pakowaniu przeszkadzał, leżąc uparcie na środku wszystkiego, przy czym „wszystko” uwzględniało też ciuchy do spakowania.

Jakoś mi się nawet udało. Spakowałam się, wyjechaliśmy z opóźnieniem zaledwie pół godzinnym. Mama dała mi ‘na wszelki wypadek’ relanium, bo już spanikowana byłam okropnie ;o), stepfather ucałował, zostawił na lotnisku razem z rodzicielką. Oddałam bagaże, potem czekałyśmy z mamą na lotnisku; żeby odwrócić moją uwagę od strachu, mama zaproponowała spacer wzdłuż okna, za którym stały samoloty, a ja od razu wzięłam się za tłumaczenie, który jest który, który lata na których trasach i w jakim malowaniu najczęściej, itd. itp. :P

Potem jednak musiałam zostać sama, przeszłam przez kontrolę, kupiłam sobie picie (ach, jak cudownie, że na nowym terminalu można już kupować i wnosić do samolotu napoje!), usiadłam na ławeczce…

Szybko okazało się, iż nie polecimy o czasie, bo mieliśmy wylecieć o 13:25, tymczasem „nasz” samolot około 13 dopiero przyleciał! Zanim go sprzątnęli, przygotowali, wnieśli nowy catering, minęło sporo czasu. Do samolotu wpakowano nas o 13:30, usiedliśmy, steward pokazał procedury bezpieczeństwa, jak zawsze,… a potem kapitan powiedział, iż bardzo przeprasza, ale w powietrzu jest duży ruch, w związku z powyższym musimy poczekać na wolny slot do wylotu i że poprosimy o zgodę na start dopiero koło 14:10, a wylecimy o 14:30.

Na moim miejscu siedział już Pan, a ja zajęłam jego miejsce. Pierwszy raz nie siedziałam sama w samolocie i było to nieco traumatyczne przeżycie. Przyznaję, w pewnym stopniu sama sprowokowałam sytuację.

Na początku, przed startem, zamieniliśmy kilka słów, ale potem ja zajęłam się logowaniem się przez komórkę na forum, Pan się zajął wysyłaniem smsów do rodziny… i tak minął czas do startu.

Podczas startu odezwały się wszystkie moje lęki, przestraszyłam się mocno i dałam się Panu wziąć za rękę. Nie protestowałam też, kiedy tę rękę ujął wyżej, a potem wziął ją w dwie ręce i zaczął głaskać. Potem, kiedy samolot już się uspokoił, nie za bardzo wiedziałam jak się wycofać, bo Pan uparcie mnie trzymał. W końcu sięgnęłam po picie, delikatnie się oswabadzając.. Zamieniliśmy parę słów, powiedziałam „dziękuję” (za wsparcie), samolot osiągnął wysokość przelotową i podano posiłki. Podczas posiłku zaczęliśmy rozmawiać, na różne tematy, głównie on opowiadał o swojej żonie, dzieciach, sąsiadach, pracy i wycieczkach zagranicznych. W czasie jedzenia wlecieliśmy w obszar turbulencji, jak to pilot ładnie określił, w związku z powyższym ponownie się lekko przestraszyłam, ale Pan już czuwał na stanowisku i ponownie złapał moją rękę, tym razem również zaskakując mnie nagłym położeniem dłoni na mojej piersi, w celu sprawdzenia, jak to ujął, szybkości bicia mojego serca. Najwyraźniej moje zaskoczenie było bardzo wyraźne, gdyż rękę szybko zabrał. Tymczasowo.

Po bardzo krótkich turbulencjach uświadomiłam sobie, że znów jestem w pułapce, bo nie bardzo wiem, jak zabrać moją rękę, zwłaszcza, że Pan zaczął poczynać sobie coraz śmielej z głaskaniem, tłumacząc mi, iż on jest „pieszczoszek” i że ma cudownie gładkie ręce i w ogóle. Następnie znienacka dotknął mojego policzka. Wyrwałam łapkę pod pozorem dokończenia kanapki.

Jadłam tak wolno jak się dało, żeby tylko mnie znowu nie złapał :P. Zjadłam nawet serek topiony! Jednakże koniec końców nadszedł czas zbierania pudełek po jedzeniu i chcąc-nie-chcąc musiałam pudełko oddać. Pan złożył mój stolik i ujął me ręce, ukradkiem kładąc drugą rękę na moim kolanie. Zabrałam ręce pod pozorem sięgnięcia do torby, po butelkę z piciem. Dziesięć minut później, to samo, tylko, że sięgnęłam po gumę. Następnie ponownie po picie, aż skończyły mi się wymówki. Pan zaczął mnie obłapiać. Z lekka i myślał chyba, że niezauważalnie. Na nieszczęście dla mnie w tym momencie znowu kazano nam zapiąć pasy i przygotować się na turbulencje, więc przestraszona, nie zabrałam rąk.

Do lądowania zostało jakieś pół godziny… Pan, wciąż trzymając moje ręce, tym razem już bezpośrednio na moich kolanach, zaczął poczynać sobie jeszcze śmielej, nachylać się do mnie, próbując mnie całować. Cmok, w policzek. Ja się śmiałam zażenowana i go odpychałam, nie znoszę takich sytuacji, nie umiem sobie w nich poradzić ;). Pan najwidoczniej uznał, że się droczę i zaczął próbować pocałować mnie w usta, dżizas…

Na szczęście, zaczęliśmy schodzić do lądowania. Nie mogłam robić zdjęć, bo nie siedziałam przy oknie, a poza tym Pan okienko zamknął, „żeby mnie przestrzeń nie rozpraszała”, ale w tym momencie poprosiłam o otwarcie i zaczęłam zachowywać się jak dziecko, zachwycając się tym, jak wspaniale wszystko wygląda, jak cudnie widać żaglówki, itd. itp. Tzn naprawdę się tym zawsze zachwycam, ale tym razem zachwycałam się na głos i „z pewną taką naiwnością” ;o). Pan wówczas zapytał, czy skończyłam już osiemnaście lat. Powiedziałam, że tak, stwierdziłam, że co jak co, ale osiemnastki to chyba udawać nie mogę. Pan zapytał, czy jestem już na studiach, więc powiedziałam, że tak i że właśnie od października będę na czwartym roku. Pan się spodziewał maksymalnie drugiego. Gdyby Pan wiedział, że to nie są moje pierwsze studia, to by się dopiero zdziwił :P. Ale nie uznałam za stosowne o tym wspominać.

Podczas lądowania miałam więc wolne ręce, ale zrobiłam błąd, za bardzo się nachyliłam w stronę okienka i Pan ponownie złapał mnie w swoje lepkie objęcia (ble) i zaczął całować po policzkach (ble). Lekko się wyrwałam, zaczęłam pakować torbę, na szczęście wylądowaliśmy, wstałam jako jedna z pierwszych, byle szybciej. W autobusie zadzwoniłam do mamy, a potem uciekłam do łazienki. Pan sobie poszedł, bo miał na niego ktoś czekać, a poza tym, cytuję „mój narzeczony nie powinien zobaczyć nas razem, ale Pan mnie znajdzie i zadzwoni do mnie jak wrócę do Polski”. Oby nie.

Poza tymi traumatycznymi wydarzeniami lot upłynął spokojnie, turbulencje były tylko przy starcie, potem, tak jak wspomniałam podczas opowiadania powyższej sytuacji – ze dwa razy. Generalnie rzecz biorąc atmosfera w samolocie była super, na pokładzie było nie tylko mnóstwo dzieci, które radośnie sobie raczkowały po podłodze, przeszkadzając stewardessom, ale także i pies! Który poszczekiwał z tyłu od czasu do czasu. :o)

Dzieci na pokładzie działają na mnie uspokajająco, bo kultura filmowa wpoiła mi, iż jak są dzieci na pokładzie to raczej nie powinno się nic stać :P.


Fakt faktem, iz Pan skutecznie odwrócil moją uwagę od strachu, no, ale zeby w taki sposób...?

Ciasto na naleśniki


Z naleśnikami jest taki problem, iż przygotowuję je głównie „na oko”.

Ciasto na naleśniki:
Ok. 300ml mleka
2 jajka
Odrobina soli
Cukier, jeśli naleśniki mają być ze słodkim nadzieniem lub do jedzenia „bez niczego”
Mąka

Mleko miksuję z całymi jajkami, dodaję sól, ew. cukier, następnie mąkę – jeśli chodzi o ilość mąki, to należy dodać jej tyle, by ciasto miało konsystencję gęstej śmietany. Rozgrzewam moją ukochaną tefalowską patelnię ;o), a kiedy rozgrzeje się wystarczająco – przechylam ją i wylewam masę, następnie tak pochylam patelnię, by ciasto równomiernie pokryło jej dno. Kiedy ciasto się zetnie odwracam naleśnik :o)

Dlaczego piszę tak dokładnie – bo Be. mnie któregoś dnia (z resztą nie raz nawet) pytała właśnie o takie szczegóły :o).


 
Posted by Picasa

Pieczarki w sosie cebulowo-śmietanowym


Zdjęcie może nie wygląda zachęcająco :P, ale potrawa jest przepyszna.

Pieczarki w sosie cebulowo-śmietanowym
1kg pieczarek
3 duże (!) cebule
250ml gęstej śmietany (ja używam kremówki bądź creme fraiche)
Sól, pieprz

Cebule obrać, pokroić w półplasterki, wrzucić na rozgrzany olej, posolić, przykryć, zabrać się za pieczarki. Zawsze dużo czasu zajmuje mi obranie i krojenie pieczarek, więc dorzucam je partiami – po garści – obieram ze cztery, kroję, wrzucam, mieszam, solę, biorę kolejne cztery… itd. itp. Całość zajmuje mi około pół godziny – czterdziestu minut, a masa pieczarkowo cebulowa dusi się non stop, pod przykryciem. Dosalam za każdym razem kiedy wrzucam pieczarki. Po dorzuceniu ostatniej porcji mieszam, czekam parę minut, następnie zdejmuję pokrywkę i pozwalam całej wodzie odparować.

Następnie dodaję śmietanę i wszystko razem mieszam, dodaję trochę soli, pieprzu, mieszam… Czekam, aż całość się zagotuje i już :o).

Uwielbiam w ten sposób przygotowane pieczarki.


 
Posted by Picasa

Kluski śląskie


Kluski śląskie:

Ziemniaki
Mąka ziemniaczana

Ziemniaki umyć, obrać, pokroić w kawałki, ugotować (ja jak zwykle skracam sobie pracę wrzucając je do mikrofali na 8 – 10 minut), odsączyć, przecisnąć przez praskę bądź ubić ubijakiem. Gotowe puree ułożyć w misce, dociskając, by powierzchnia była równa, następnie narysować nożem krzyż, który przetnie masę na cztery równe części. Jedną część wyjąć łyżką, odłożyć na bok, w powstałe miejsce wsypać mąkę ziemniaczaną, tak, żeby „dziura” po puree była dokładnie wypełniona, następnie dołożyć odłożoną przed chwilą część ziemniaków i wszystko razem zagnieść na gładkie ciasto.

Zagotować dobrze osoloną wodę w sporym garnku, z ciasta formować zgrabne kulki (z małą dziurką), wrzucać na wrzącą wodę. Wyjmować jak tylko wypłyną, bo inaczej zrobi się z nich paciaja ;o).

Tak przygotowane kluski śląskie są naprawdę pyszne, elastyczne, ale równocześnie miękkie. Gładkie i rozpływające się w ustach. Mniam.


 
Posted by Picasa

Monday, August 4, 2008

Ciasto na pierogi


Na około 22 duże pierogi:
2 szklanki mąki
¾ szklanki wrzącej wody
1/3 szklanki zimnej wody
1 jajko

Mąkę wsypać do miski, zalać wrzącą wodą, dolać zimnej wody, dodać jajko, wszystko razem zamieszać porządnie i odstawić na jakieś piętnaście minut (pod przykryciem, żeby nie wyschło). Po tym czasie (masa powinna troszkę przestygnąć) ciasto wyrobić i ponownie odstawić na jakieś piętnaście – dwadzieścia minut. Po tym czasie wyrobić raz jeszcze (- powinno już być elastyczne, gladkie i nielepiące się do rąk), rozwałkować, wyciąć kółka, napełnić farszem, złożyć, skleić, ugotować w osolonej wodzie :o).



 
Posted by Picasa

Monday, July 28, 2008

Księżyc raz odwiedził staw


Księżyc wygląda jak z bajki, ostatnio. Aż mam ochotę dorysować mu nos i usmiech :o)
Posted by Picasa