Mam wrażenie, jakbym miała na sobie wielki wór z kamieniami. Brr. Jakże ja nie lubię chodzić do ochrony, o bogowie (!), za dziwni ludzie tam pracują. Dzisiaj, oczywiście, trafił się mój "ulubieniec". O ludzie, czy też raczej, o bogowie! Tak, tak, bogowie! Zaczęło się od drobnej mojej uwagi, iż na klatce E jest śliczna dekoracja świąteczna. Ach, pocóż ja, niegodna, otwierałam w ogóle usta! Po półtorej godzinie monologu o religii, religiach, prawdzie, kłamstwie, pan ochroniarz stwierdził, iż będzie mnie nawracał i w związku z powyższym, dostałam nakaz noszenia biblii w torebce (gdybym to ja nosiła torebkę, hyhy ;P), i przychodzenia do niego raz w tygodniu, na umoralnianie. W skrócie: technologia to diabeł, Watykan to diabeł, księża służą diabłu, wszystko służy diabłu, bóg wszystkich ubije i zostawi jedynie... świadków jehowy. Tak, tak, tak, w jakiejś siedemdziesiątej minucie rozmowy (monologu) okazało się, iż jehowi to jedyna PRAWDA, a cała reszta to kłamstwo. I że jehowi są jak współczesna arka Noego. Ratunku, ratunku, chciało mi się wyyyyyć, mięśnie policzków zastygły mi w uśmiechu aż do bólu, a słowa "ach tak?", "och, no tak", zaczęłam w końcu powtarzać w dowolnych momentach, bo przestawałam go już słuchać. R A T U N K U.
Uprzejmie proszę o nie wysyłanie mnie do ochrony. Nigdy więcej. Albo o obstawę. Najchętniej w postaci P. Bardzo proszę, bardzo. Jak P idzie tam ze mną, to przynajmniej do mnie ochrona nie gada :P.
Mam wrażenie, że przetoczył się po mnie psychiczny walec i potrzebuję sobie odbudować wesołą atmosferę świąt, w związku z powyższym słucham ANGIELSKICH (źle!) ŚWIATECZNYCH (źle!) PIOSENEK (źle!). Bo, jakbyście nie wiedzieli - drzewko, prezenty, piosenki, blablabla, nie mają nic wspólnego ze świętami i jest to szatańska tradycja. Z drugiej strony, inny ochroniarz, wczoraj, narzekał niesamowicie, iż angielskie świąteczne piosenki są złe, bo przecież powinniśmy słuchać jedynie polskich kolęd.
Skąd, ja pytam, skąd oni biorą takich pracowników???
****
Wielkie pfff.
****
Przy czym oczywiście, w pracy, zamiast mnie ratować z opresji, to wszyscy sobie pomyśleli, że poszłam pogadać z Be, do szkoły. Pff. A Be dzisiaj lekcji nie ma, więc nie poszłam. I wyraźnie mówiłam, że idę do O C H R O N Y, pff.
Pfff.
I jeszcze raz: pffff.
No, lepiej.
(Pfff)
Ależ mnie wykończył. Już nawet starałam się krok po kroku zbliżać do drzwi, ale wcale mu to w mówieniu nie przeszkadzało. Wcale a wcale. Po prostu coraz bardziej się okręcał na obrotowym krześle... Teraz będę normalnie się skradać, przy wchodzeniu i wychodzeniu, bo mnie facet śledził na kamerze! Nie zdążyłam dojść do drzwi ochrony, a szanowny pan ochroniarz już mi szeroko otwierał drzwi, z radosnym pytaniem na ustach: "KAWY?"
Nie pijam kawy, btw, nie lubię :].
No comments:
Post a Comment