Sunday, December 16, 2007

Praca, praca, praca i...

Piszę pracę. Oczywiście, jak zwykle, prawie w ostatnim momencie, ale to nic. Idzie dobrze, mam już dużo, została mi tylko część empiryczna do opisania i zakończenie. Wszystko mam obmyślone, wszystko wygląda tak jak powinno, według mnie, może trochę mniej według profesora...

...w każdym bądź razie, szukałam informacji, które chciałam wykorzystać w pewnym momencie, i znalazłam, zupełnie przypadkiem, stronę poświęconą człowiekowi, którego znałam osobiście, jeszcze z dawnych czasów, z moich początków internetu, a który, ku memu zdziwieniu, nie żyje. Zginął tragicznie w 2001, a ludzie mu bliscy stworzyli mu pomnik w internecie, opisując jak go pamiętają. Ze zdziwieniem odnalazłam na tej stronie kilka nicków znanych mi sprzed lat i kilka nicków, które poznałam parę lat później - jakiż ten świat jednak jest mały...

Jak go pamiętam jako mentora, to był koniec podstawówki, początek liceum, wiele, wiele lat temu, jeszcze przed "oficjalnym" początkiem internetu w Polsce. Na forum ludzie stworzyli sobie swój własny świat, gdzie odgrywali przeróżne historie, takie pierwsze tekstowe mmorpg ;). Czytałam z zapartym tchem, ale bałam się przyłączyć, bo bałam się, że się wygłupię, że nie będę potrafiła tak jak oni, że jestem za młoda, i że się nie nadaje...

Któregoś dnia miałam chandrę, weszłam na 'telekonferencję', a on tam był, pocieszył mnie, dał mi wirtualną różę, podpowiedział co dalej powinnam zrobić, dał wskazówki. Dodał mi odwagi. Był mądrym, odpowiedzialnym, spokojnym, przyjacielskim i ciepłym człowiekiem. Nie unosił się, nie krzyczał, nie wykazywał żadnej agresji. Organizował małe spotkania ludzi z tego forum, na które nawet i ja, chociaż z trudnością udało mi się wtedy zdobyć zgodę mamy, się wybierałam. Słynne czwartkowe wieczory w pubie w podziemiach Empiku, kiedy to razem słuchaliśmy Piotrka "Kostki" Godeckiego, a ja, chociaż nie piłam żadnego alkoholu, czułam się podchmielona już samą niezwykłą atmosferą tam panującą.

Zapalam wirtualną świeczkę ['], mimo iż z opóźnieniem aż sześcioletnim...

No comments:

Post a Comment